sobota, 30 listopada 2013

Stabilnie?

Waga : 50,6, czyli wychodzi, że cały czas stabilnie. Na prawdę jem więcej, w porównaniu z tym co jadłam w najgorszych momentach to teraz się objadam, ale to pewnie kwestia czasu aż waga podskoczy.
   Nie wiem co jeszcze interesującego mogę Wam napisać. Nic szczególnego się u mnie nie dzieje. Szkoła dom, szkoła dom, czasami jakieś spotkanie ze znajomymi. Ogółem banał i nuda.
   Czekam z niecierpliwością na święta. Nie wiem czemu, w tamtym roku chyba aż tak bardzo ich nie oczekiwałam. Dobrze by było, gdyby do czasu świąt spadł śnieg. Bez śniegu, to chyba nie to samo..
   Poza tym nic się nie dzieje, monotonia życia i tyle. Myślę, że udało mi się troszkę przełamać, jeżeli chodzi o strach przed jedzeniem. Chociaż tak na prawdę wciąż mam z tym problemy, ale staram się jeść to, na co mam ochotę i przede wszystkim staram się zabijać myślenie o tym, ile kalorii trzymam w ręku. Chwilami się udaje, a to już coś.
   Wiem, że czeka mnie jeszcze długa droga, jeżeli chodzi o wychodzenie z tego, ale nie mam zamiaru się poddawać. Po tym co już przeszłam, wiem, że mam silną wolę. A to jak ją wykorzystam zależy tylko ode mnie. Więc dlaczego tym razem silna wola zamiast wciągać mnie w bagno miałaby mi nie pomóc?

     Najtrudniejsze jest chyba to, że kiedy pomyślę o swojej wadze widzę jak daleko już zaszłam.. Tycie wydaje się być jak cofanie.. To chyba najbardziej mnie blokuje.. Kiedy robię coś wbrew sobie, na przykład biorę do ręki coś, czego wcześniej bym nie zjadła albo zjadam to w większej ilości niż wcześniej, wydaje mi się, że tłumię swoją silną wolę, że coś zaprzepaszczam..
     Ale ostatnio zaczęłam się zastanawiać. Do czego tak na prawdę dążyłam? Do zagłodzenia się? Przecież chciałam schudnąć do 56, 55 było moim marzeniem. Później doszłam do wiele niższej wagi i.. i chciałam chudnąć dalej? Po co miałabym niby ważyć mniej.. Na pewno nie po to, żeby wyglądać ładniej. Jeśli chodzi o mnie, to ja nie chce być wegetującym kościotrupem, a do tego właśnie podświadomie dążyłam. Sama oszukiwałam swoją psychikę. Cieszy mnie natomiast, że jest ona na tyle silna, że się opamiętałam.
    Na początku cieszyły mnie słowa, że schudłam, że wyglądam jak kościotrup, że niedługo się złamie. Byłam szczęśliwa, że czuję swoje żebra, że kręgosłup delikatnie mi wystaje.. Ale przecież to wcale nie jest piękne, to jest przerażające. Później zaczęłam słyszeć, że wyglądam źle i sama zaczęłam to zauważać. Wystające lekko żebra i kręgosłup sprawiały ból a nie radość.
    Wyjdę z tego, wiem to. Jestem zbyt silna, żeby sama się skrzywdzić.

To chyba tyle o mnie. Wasze wpisy też śledzę i jestem z Wami niezależnie od tego na jakim etapie drogi jesteście. Pamiętajcie tylko proszę, że TO do czasu jest Waszym wyborem, później tracicie kontrolę. Nie chciałabym, żeby którejkolwiek z Was stała się krzywda. Trzymajcie się :*:*:*

piątek, 29 listopada 2013

Żyję :P

Żyję kochane!
Jutro podam wam wagę. teraz to już musiała podskoczyć nie ma innej opcji. Może nie dużo, ale nie chcę szybko przytyć, żeby nie stracić kontroli.
Nie chcę popadać ze skrajności w skrajność.
Czytam wasze blogi, cały czas z Wami jestem. Jutro napiszę dokładniej co u mnie :*
Trzymajcie się :*

sobota, 23 listopada 2013

Pierwsze sprawozdanie :)

Waga dzisiejsza 50,5.. Nie wiem jak to się stało, bo jadłam więcej.. albo mi się wydaje, że więcej jem. Nie jestem pewna czy zaczynam normalnie jeść, być może nie wiem co to znaczy, być może już zapomniałam.

Mimo wszystko nie mam zamiaru się poddawać, nie dam się. Pierwsze kroki są zawsze trudne, najważniejsze, że mam wsparcie rodziny, przyjaciół no i oczywiście wasze, więc musi być dobrze.

Wierzę, że dam sobie radę, skoro byłam na tyle silna, żeby zabrnąć w to tak daleko, to wystarczy pchnąć to w drugą stronę i wrócić do normalności. Tylko potrzebuję czasu, żeby sobie to uświadomić, przyswoić i wreszcie osiągnąć cel.

Mam nadzieję, że u Was wszystko dobrze. Trzymajcie się, niedługo znowu dam znać :*

wtorek, 19 listopada 2013

Podziękowania i dedykacja Anulce

Dziękuje Wam za wszystkie ciepłe słowa w komentarzach. Wiem, że dalej tkwicie w tym bagnie, tak bardzo chciałabym, żeby udało się Wam z tego wyjść.

Ja jak na razie też nie wyzdrowiałam. Dopiero co wkroczyłam na nową drogę. Jest ciężko przyznaję, ciężko mi jeść więcej. Mimo to staram się myśleć tylko o tym, jaka mogę być szczęśliwa, jak już mi się uda.

Jestem świadoma, że to zawsze gdzieś będzie we mnie tkwiło. Obecnie martwię się, czy sobie poradzę po przytyciu, to znaczy, jak wytrzyma to moja psychika. Zważę się chyba jutro.. Miało być w sobotę, ale muszę skontrolować, czy nie tyję za bardzo.

Chcę być silna dla rodziny i przyjaciół. W sumie to dzięki nim zrozumiałam, co robię ze swoim życiem. Gdyby nie oni, gdyby nie ich reakcja na to wszystko, nie zdecydowałabym się na tą zmianę. Nie widziałabym tej potrzeby. Uświadomiłam sobie, że krzywdzę nie tylko siebie, ale też innych. Moje myśli o wychudzeniu się do granic wytrzymałości zostały zalane ich łzami. Za bardzo ich kocham..

Największym problemem związanym z wyjściem z tego stanu, jest chyba to, że ciężko przestać myśleć o tym co się zjadło, co się zje i ile jest w tym kalorii. No i oczywiście panika na myśl o dekagramie więcej, paranoja.. A jednak wydaje się to całkiem naturalne, kiedy już się w to wpoi.

Dzisiaj miałam bardzo dobry dzień, dużo energii i zapału do życia. Uśmiechałam się w ciągu kilku godzin więcej niż w ostatnich kilku miesiącach. Życie może dawać radość, zrozumiałam.

Oczywiście po południu miałam chwilę załamania, no bo przecież przy tym co ostatnio jadłam dzisiejszy ''bilans'' wygląda jak największe obżarstwo. Mimo to nie dam się jej, nie ugnę się. Za każdym razem kiedy słyszę "Zjadłaś dzisiaj za dużo, musisz się opanować." albo "Przecież potrafisz się kontrolować, dlaczego tego nie wykorzystujesz.", "Ty nie możesz jeść normalnie, żeby być chudą, musisz jeść jak najmniej.'' opowiadam "Spierd*laj ty suko!''(na prawdę jej tak odpowiadam). Później mówi "Dobrze. Jedz. Przytyj. Wiesz, że tego nie wytrzymasz", słyszę jej wredny śmiech "Jeszcze do mnie wrócisz, na kolanach.". Chwila zwątpienia a później budzi się we mnie złość, wściekłość i mówię głośniej "Nie złamiesz mnie dzi*ko. Nie potrzebuje Cię wstrętny pasożycie.".

Tak wygląda wojna moich myśli. Bywa, że daje mi spokój na jakiś czas. A to już sukces. W końcu się znudzi, jak zauważy, że nic dla mnie nie znaczy i, że nie pozwolę jej żerować na moim umyśle i wykańczać mojego ciała. NIECH SIĘ WALI.

A teraz specjalna dedykacja.
Sama się zagłodź na śmierć Ana, nie zasługujesz, żeby istnieć. Oko za oko. Powinnaś umierać tyle razy w męczarniach ile razy w męczarniach umierały osoby, które wykończyłaś. Zgiń okrutna egzekutorko. Świat bez Ciebie był by lepszy. Z poważaniem JA.
P.S. Jak widzisz żyję suko, czyli Twoja skuteczność spadła, da się Ciebie pokonać. Nie jesteś taka idealna, czyli żaden z Ciebie przykład.

A Was kocham dzisiaj tak samo jak wczoraj motylki i przytulam Was mocno. Miejcie siłę by żyć kochane, nie poddawajcie się. Zasługujecie na więcej niż Ana może Wam dać :*:*:*

poniedziałek, 18 listopada 2013

WYBRAŁAM - NARESZCIE!

Moje najdroższe, podjęłam decyzję. Wybrałam.

Wybieram życie, normalne, chcę być zdrowa. Nie chcę przejść obok życia i stwierdzić po jakimś czasie, że jedyne co zrobiłam to planowanie tego co zjem, powstrzymywanie się od jedzenia i przeżywanie nieustannych depresji z powodu, że moja waga nie spada. Nie chcę martwić się tym, że nie staram się umrzeć.

Nie chcę ciągle sobie czegoś odmawiać, wmawiając sobie, że to moja silna wola i że to takie wspaniałe. Nie chcę wmawiać sobie, że doprowadzanie się do choroby, nieszanowanie zdrowia i odrzucanie życia jest dobre.

Jak mogę tak katować psychikę przez zjedzenie czegoś. Życie nie polega na nieustannym chodzeniu głodnym i omijaniu przyjemności. Do jasnej cholery chcę żyć, myśleć o tym co mogę osiągnąć, ile czeka mnie wspaniałych chwil, a nie o tym, że nie mogę jutro czegoś zjeść.

Wiem, że wiele z Was pomyśli "Dobra jak chcesz to żryj, bądź sobie grubą świnią, ja będę lekkim motylkiem". Macie prawo, też tak myślałam, ale wiecie co.. Wolę być grubą świnią i być szczęśliwa, przeżyć każdą chwilę w 100%, wolę kochać, marzyć, realizować, niż ciągle chodzić przybita, zgarbiona i unikać kontaktu ze światem. Anoreksja nie daje szczęścia, bycie chudym nie jest najważniejsze. Ona zabija. Zabiera Wam życie, a to właśnie życie jest najcenniejszą rzeczą, jaką dostałyście. Moja mama nie nosiła mnie 9 miesięcy, mając opuchnięte nogi i obolały kręgosłup i nie urodziła mnie zdrowej po to, żebym teraz to bezcześciła.

Tak na prawdę nie mam zamiaru dużo przytyć. Nie będę się obżerała, będę się starała odżywiać zdrowo, ale będę cieszyła się życiem i jadła wszystko w rozsądnych ilościach i częstotliwości. Chcę być szczupła, ale nie chcę wyglądać jak kości pokryte skórą. Bycie anorektyczką to nie mój cel, moim celem nie jest śmierć..

Macie prawo się wkurzyć, że demotywuję, zamiast motywować, że podburzam Wasze idee, ale tak na prawdę nie po to napisałam ten post..

Chciałam Wam oznajmić, że ja wybieram drogę, która prowadzi w przeciwną stronę niż śmierć. Wybieram wolność.

Jesteście dla mnie bardzo ważne, dziękuje wszystkim, które przy mnie były, dawałyście mi dużo siły, byłyście oparciem. Właśnie dlatego życzę Wam, żebyście się uwolniły, żebyście znalazły szczęście w życiu. Życzę Wam, żebyście potrafiły przestać się krzywdzić i uwierzyły w to, że macie po co żyć i to nie jest Ana, bo ona jest przeciwieństwem życia, jego wrogiem.

Kocham Was bardzo i ciężko mi Was opuszczać. Opuszczać w sensie przenośnym, bo będę odwiedzać Wasze blogi. Na pewno za jakiś czas dam znać, czy mi się udało ocalić i jak wszystko wygląda.

Trzymajcie się mocno, jestem z Wami, trzymam za Was kciuki, jesteście częścią mojej drogi, nigdy o Was nie zapomnę!!!

Na koniec ostatnie życzenie w waszą stronę.
Życzę Wam ŻYCIA.

Buziaki, blogi czytam na bieżąco :*:*:*




sobota, 16 listopada 2013

Wybór

Waga : 50,7
Nie wiem ile jeszcze wytrzymam szczerze mówiąc, moja psychika zaczyna się łamać.

Na pewno nigdy Was nie zostawię i będę odwiedzać wasze blogi, ale nie jestem pewna jak długo będę w stanie ciągnąć swoją drogę do wagi, która nie istnieje.

Chce być zdrowa, żyć normalnie, czerpać z życia to co najlepsze.. a nie wiecznie chodzić smutna, popadać w depresje i obsesyjnie planować każdy dzień.

Zaczynam zastanawiać się jakie spustoszenie sieje w moim organizmie rygor, który mu funduję.. Jakie to będzie miało skutki w przyszłości, czy nie będę tego żałować. Chyba nie do końca zdaję sobie z tego sprawę..

Oczywiście nie piszę tego, żeby Was demotywować, zmieniać Wasze myślenie, ale każda ma prawo do wyboru.

Być może moim wyborem będzie ŻYCIE, a nie bytowanie.. Nie miejcie mi tego za złe.. Z resztą jeszcze nie podjęłam decyzji.

Na pewno nie zacznę się obżerać i jeść wszystkiego co popadnie. Nadal będę uważała na to co spożywam i będę starała się utrzymywać jak najzdrowszą dietę, ale najprawdopodobniej nie tak rygorystyczną.

Nawet jeśli wybiorę wariant odrzucenia any, nigdy nie zostawię Was!! :* Zawsze możecie na mnie liczyć!!

Póki co jestem w fazie podejmowania decyzji..

piątek, 15 listopada 2013

Krótko

Witajcie kochane, jak się macie?

Ja w piątki zawsze jestem wykończona, więc dzisiaj nie będę się rozpisywać. Najważniejszą rzeczą w sumie jest fakt, że jutro się ważę.. Szczerze mówiąc to trochę się boję po moich ostatnich ekscesach.. No ale muszę stawić temu czoło..

Przytyłam czy nie, jestem świadoma, że ostatnio jadłam więcej. Mam nadzieję, że nie będzie tragicznie, tylko tyle. 

To wszystko na dziś, trzymajcie się, cały czas o Was pamiętam i trzymam kciuki!!



środa, 13 listopada 2013

Zielone - zaliczone!!

Dzisiaj zamiast deseru jogurt i trochę płatków kukurydzianych. Znowu przypomniałam sobie, że to nie takie trudne oprzeć się słodkościom, ale nie zapeszam! :) 

Planuje zacząć jeść więcej owoców i warzyw. Jeśli chodzi o warzywa, to jem ich sporo, ale myślę, że powinnam trochę więcej. Owoce? Dość rzadko, chociaż z nimi nie ma co przesadzać, mają dużo cukru, chociaż na pozór wydają się idealne.

Oprócz odpuszczenia sobie słodyczy, wypiłam jedną kawę zamiast dwóch. Stwierdziłam, że kawa raz dziennie to wystarczająco i muszę się oduczyć picia jej rano i po południu.

Dzisiejszy dzień raczej udany, a bilans ostatniego długiego weekendu i tego tygodnia ukaże się w sobotę. Nie mam wielkich nadziei, tylko żebym się nie załamała, to mi wystarczy.

Po przeczytaniu kolejnych blogów mam następny pomysł do zrealizowania. Planuje założyć sobie tabelkę, tak jak wiele dziewczyn, jeśli zdążę to posiedzę dzisiaj i ją przygotuje.

A jak Wy się macie kochane?






wtorek, 12 listopada 2013

Uzależniłam się! OD WAS! :)

Miałam nie pisać, nie udało mi się dzisiaj do końca wytrzymać zjadłam kawałek (co prawda nie dużo) loda - algidy śmietankowej i trochę mini krakersów, ale nie mogę bez Was wytrzymać. Ten kontakt jest mi bardzo potrzebny. Nawet jeśli zawodzę siebie i Was.. Jesteście mi bardzo potrzebne. Komu innemu mam się wygadać? Tylko Wy wiecie, przez co przechodzę.

Było dzisiaj pewnie lepiej niż w weekend, chociażby dlatego, że miałam więcej ruchu, ale nie tak dobrze jak mogło być.

Wiele z Was pisze sobie plany, zasady, więc też postanowiłam to zrobić. Oto moje zasady na najbliższy czas, niektóre już panują w moim życiu. Zaznaczę je na zielono, te które częściowo wprowadziłam na pomarańczowo, te które muszę wprowadzić na czerwono.

1. Co najmniej 1,5 l wody dziennie
2. Żadnych słodkich napoi, soków, jedyną słodką rzeczą, jaką piję jest kawa
3. Nie jem po 18
4. Unikam słodyczy i wszelkich przekąsek - czasami się udaje, ale moim zdaniem za rzadko, żeby uznać to za zasadę wprowadzoną
5. Nie podjadam między posiłkami
6. Szklanka wody przed posiłkiem
7. Jeśli mogę, staram się wybierać produkty mniej kaloryczne, przykładowo :
- szynka drobiowa, zamiast wieprzowej
- produkty o obniżonej zawartości tłuszczu
- niskosłodzone produkty
8. Unikam wieprzowiny, staram się kilka dni w tygodniu nie spożywać mięsa - zależy od tygodnia, czasami się udawało, ale nie systematycznie
9. Nie unikam wszelkich form ruchu
10. SILNA WOLA !!!

Jeżeli przyjdzie taki dzień, że uda wypełnić mi się w pełni zasady, będę mogła napić się coca coli. Kiedyś byłam prawie że uzależniona, uwielbiałam ją. Pewnie nadal uwielbiam, ale po prostu wiem ile ma pustych kalorii, sam cukier. Dlatego jeśli uda mi się wypełnić zasady w nagrodę puszka coca coli.

Wam też życzę powodzenia motylki, we wszystkich działaniach, jakich się podejmujecie. Dbajcie o siebie i latajcie wysoko! ;))








poniedziałek, 11 listopada 2013

WYROK : WINNA DOKONANEGO CZYNU

W weekend wróciłam do starych nawyków. Nie wiem co się stało. Chyba zwątpiłam w siebie. Jadłam słodycze, jadłam więcej niż w tygodniu, i słodyczy  i normalnego jedzenia.
Jak się źle zaczęło, to później było już tylko gorzej, a myślałam, że moje męki wcześniejsze na marne nie pójdą, niestety.
Nie wiem co jeszcze napisać, przyznaje się, że zawaliłam.
Przytyłam na pewno, nawet nie wchodzę na wagę. Nie będę już dłużej Wam się wystękiwać, bo to tylko moja wina i ja muszę za to wziąć odpowiedzialność.
Napiszę, jak wrócę na właściwe tory.

niedziela, 10 listopada 2013

Nowy dzień, nowa szansa! :)

Dzisiaj jest już lepiej. Chociaż szczerze mówiąc nie przepadam za siedzeniem całymi dniami w domu.

Na wstępie przyznaje się do wczorajszego dnia. Szarlotka na ciepło z lodami. Do tego 3 cukierki, 1/4 grześka i ciastko. Nie piszę wam tego, dlatego, że chcę się użalać. Nie będę teraz Was zasypywać tekstami typu "Matko co ja zrobiłam", "Jestem grubą świnią, jutro głodówka", "Obiecuję, że już nigdy nie zjem nic słodkiego" i tym podobne. Rzadko jem ciasta, a tym bardziej świeżo upieczone. Odmówienie sobie tej szarlotki byłoby straszne. Była pyszna i nie mam zamiaru się nad sobą znęcać psychicznie, bo ją zjadłam.


Oczywiście nie obyło się bez wyrzutów sumienia, ale jak wrócę do szkoły, to wszystko znowu będzie szło odpowiednim trybem. Dlatego nie histeryzuję, bo to i tak nie ma najmniejszego sensu. Są takie dni, że jem słodycze, są takie, że nie jem. A waga i tak swoje. Czasami odmawiam sobie wielu rzeczy a kilogramów przybywa, czasami zjem więcej a ważę mniej..


Grunt, żebym trzymała się na razie ogólnego planu jedzenia małych posiłków, picia dużej ilości wody i próbowała jak najbardziej ograniczać słodycze. Są już dni w których nie zjadam nic słodkiego, albo coś bardzo małego, czyli jest dobrze. Kiedyś nie obyło się bez słodkości. No i najważniejsze, nie jem od razu po obiedzie! 


No i ważne jest też chyba to, że w te dni, w które jadłam słodycze wypiłam jedną kawę zamiast dwóch. A kawy pijam z cukrem i mlekiem. Więc część kalorii była zniwelowana. 



Wszystko dzieje się stopniowo, ale najważniejsze, że pojawia się progres. Chwile słabości? Są, oczywiście, ale nie mam zamiaru się przez nie poddawać. Będę walczyła, aż mi się uda. Jak polegnę trudno, ale najpierw dam z siebie wszystko. 



Trzymajcie się chudo motylki i pamiętajcie NIE WOLNO WAM SIĘ PODDAWAĆ! NIGDY!

sobota, 9 listopada 2013

Dzień ważenia

Waga pokazała rano 50,9. O dziwo nie zrobiło to na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia. Marzyłam, żeby zobaczyć 50 z przodu, ale to za blisko 51, żebym się ucieszyła. Czy w ogóle istnieje waga z której będę zadowolona? Kiedyś cieszyłam się jak głupia z 54, 53 to był wielki sukces a teraz 51 to wciąż za mało.

Nie zjadłam wczoraj już nic słodkiego. Zrobiłam sobie kisiel i zjadłam kilka winogron.

Moje samopoczucie jest dzisiaj tak samo beznadziejne jak wczoraj. Wieczorem obejrzałam film - "Gdy przyjaźń zabija". Całkiem dobry. Dzisiaj obudziłam się, padało, niskie ciśnienie daje mi się we znaki.

Obecnie jest słabo. Mam mętlik w głowie i odechciało mi się wszystkiego. Nie mam na nic ochoty ani energii. Rano trochę posprzątałam. Czuję, że przez resztę dnia nic nie zrobię przez tą beznadziejną pogodę.




piątek, 8 listopada 2013

Załamanie

Dzisiaj nie będę się rozpisywać. Dopiero co wróciłam do domu. Zjadłam dzisiaj dwa ciastka, które jak napisano na opakowaniu miały - o ile pamiętam 158 kcal? Były z jakimś kremem i czekoladą, ogólnie myślałam, że będą miały więcej kalorii.

Nie wiem, czy dzisiaj zjem jeszcze coś słodkiego, możliwe. Nie jestem w stanie obiecać, że nie. Najlepiej jakbym zjadła budyń albo kisiel, ale nie wiem co zrobię. Cudownie by było jakbym zastąpiła wymienione rzeczy jabłkiem, albo innym owocem.

Byłam dzisiaj w supermarkecie, kupiłam sobie chipsy, ale panicznie boje się momentu ich otwarcia. Matko.. jak ja dawno nie miałam chipsów w ustach. Pewnie dlatego złapała mnie na nie chęć.

Nie wiem dlaczego, czuję się beznadziejnie. Mam dość tego ciągłego panikowania na myśl o jedzeniu, liczenia kalorii, mam tego tak cholernie dość. Chce być coraz chudsza, ale nie chcę sobie zrobić krzywdy. Rzygam tym, pieprzony schemat, klatka. Przechodzę jakieś załamanie, czuje się okropnie.

Jutro ważenie. 

A oto kilka moich uosobionych inspiracji..





czwartek, 7 listopada 2013

Planowo ;)

Dzisiaj wszystko zgodnie z planem. No może oprócz paru słomek ptysiowych do kawy, ale ciężko to nazwać jedzeniem słodyczy.. Poza tym owoce, winogrono i mandarynki, więc dałam radę. Nawet nie mam jakiejś szczególnej ochoty na słodycze. Może pomaga mi w tym picie słodkiej kawy. Jest w niej cukier, ale na pewno mniej niż w czekoladzie :P






Nie chcę zapeszać, ale chyba skurczył mi się żołądek. Jem raczej małe posiłki. Szybko czuje się pełna. 

W sobotę, czyli pojutrze wejście na wagę. Mam nadzieję, że się nie załamie.. 

Ogólnie dzisiaj miałam słaby dzień. Byłam bardzo zmęczona już po wstaniu, po południu myślałam, że zasnę na lekcjach. Jutro na szczęście luźniej. Może wybiorę się na jakieś zakupy, chociaż mimo tego, że jestem dziewczyną jakoś nie przepadam za chodzeniem po sklepach. Moje zakupy są raczej krótkie i konkretne.

A jak Wy się macie? U Was wszystko planowo, jakieś zmiany? Kto się waży ze mną w sobotę?! ;))

wtorek, 5 listopada 2013

Dzień jak codzień

Dzisiaj nic ciekawego się nie wydarzyło jak do tej pory. Ogólnie dni mijają w trybie "szkoła, dom, szkoła, dom". Coraz szybciej robi się ciemno, więc doba upływa w mgnieniu oka. W sumie jak wracam ze szkoły jest już szarawo, minie godzina i jest już wieczór.



Dieta zgodnie z planem. Jak na razie bez wpadek. Nie zjadłam dzisiaj nic słodkiego i chyba nie zjem. Nawet nie mam ochoty. Ogólnie dzisiaj praktycznie nie czułam głodu. W sumie coraz rzadziej zdarza mi się uczucie ssania w żołądku. Prędzej odczuwam, że jest w nim pusto, ale tego nie można nazwać głodem.


Ważenie w sobotę. Nie boję się, jestem przygotowana na wszystko. Stresowanie się wchodzeniem na wagę i tak nie ma sensu, to niczego nie zmieni, poza tym do soboty jeszcze dużo czasu. Jestem ciekawa jakie to uczucie zobaczyć 50 z przodu.. Chciałabym tego bardzo, ale co będzie, czas pokaże.

Znalazłam też idealne motto dla nas wszystkich :
"Nigdy nie jest tak źle jak Ci się wydaje, ani tak dobrze, jakbyś chciała." ;)






A jak Wy się dzisiaj miewacie?

Na koniec fragment konkluzji moich zagmatwanych myśli..

"Przez głowę przechodzi mi czasami myśl, jakby to było zacząć normalnie funkcjonować, wtedy najbardziej czuję, że ona nie powala mi się wyrwać ze swoich szponów. Myśl o tyciu jest paraliżująca. Zastanawiam się tylko, czy ona kiedyś odejdzie. Czy to minie. Czy kiedyś ucieknę z tego stanu. Da się normalnie z tego wyjść, czy to po prostu musi zajść za daleko i można zniszczyć jej obecność tylko przez wyrwanie jej na siłę ze swojej rzeczywistości.. Poza tym, przecież ona nigdy nie odchodzi na dobre. Mimo pełnej świadomości do czego to może doprowadzić, nie jestem w stanie tego przerwać. Dziwne uczucie, to trochę jak autodestrukcja. Później te wszystkie myśli zostają unicestwione i wracam do mojego skrzywionego świata."

poniedziałek, 4 listopada 2013

Nowy tydzień czas zacząć ;)

Jak się macie kochane? Jak minął Wam poniedziałek? Któraś zaczyna dzisiaj jakieś nowe postanowienia, wprowadza jakieś zmiany od dzisiaj? W końcu nowy tydzień, okazja do rozpoczęcia jakiś zmian :P

Na początek. Postanowiłam podzielić się z Wami kilkoma informacjami. Chcę być wobec Was fair, dlatego skoro zdecydowałam się blogować wypadałoby powiedzieć o sobie trochę więcej. Ostatni raz ważyłam się w sobotę rano. Przeważnie ważę się przed śniadaniem, czasami wieczorami, ale to robię coraz rzadziej, bo większość źródeł radzi sprawdzać wagę na czczo. Staram się ważyć raz w tygodniu, wybrałam na dzień ważenia sobotę. Zdarza mi się wchodzić na wagę w tygodniu, ale unikam częstego ważenia się, żeby się nie dobijać cały czas no i waga czasami się waha, więc wydaje mi się, że cotygodniowe wyniki będą najrzetelniejsze.

Ale do sedna. Ważyłam się ostatnio w sobotę rano, waga pokazała 51,3.. albo 51,4 nie pamiętam dokładnie. Pewnie już się podniosła, więc w sobotę zweryfikuję sprawę. Mam około 165 cm wzrostu.
Nie wiem co mogłabym jeszcze napisać z aktualnych informacji. Kiedy zaczęłam się odchudzać ważyłam około 62-63 kg. Intensywnie ćwiczyłam, ograniczałam posiłki. Dużo się zmieniło od początków, dla precyzji mniej więcej od końca marca tego roku. Od jakiegoś czasu oprócz zajęć wf'u nie ćwiczę, bo nie mam siły, tym bardziej kiedy zaczęła się szkoła. No to chyba na tyle, dużo mnie kosztuje pisanie Wam tego wszystkiego, bo nie lubię mówić o swojej wadze, zawsze boje się, że zapeszę i zaraz będę musiała napisać, że przytyłam. Mimo wszystko postanowiłam się z Wami podzielić tymi informacjami z szacunku do Was, czytając mój blog macie prawo oczekiwać, że czegoś się dowiecie o mnie.

Jeśli chodzi o dzisiejszy dzień, to właśnie wypiłam filiżankę kawy. Ogólnie zmiana planu na picie w domu tylko kawy a jedzenie śniadania dopiero w szkole jak na razie mi służy. Zobaczymy jak będzie dalej. Ogólnie wypijam dwie kawy dziennie, ale podobno kawa nie jest szkodliwa w rozsądnej ilości, tym bardziej, że piję kawę rozpuszczalną, która jest stosunkowo słaba.

Nie jadłam dzisiaj jeszcze nic słodkiego, ale chyba pozwolę sobie na coś. Może zjem kawałek loda. Ale obiecuję, że nie będę się objadać! Możecie być pewne na 100%.

Ogólnie jest w porządku, a czy na prawdę jest to się okaże w sobotę rano hahaha. :P Zaraz zabieram się za nadrabianie zaległości na blogach, wieczorem też zajrzę. ;)








niedziela, 3 listopada 2013

WSZYSTKO ZACZYNA SIĘ W NASZEJ GŁOWIE

Pogoda jest u mnie dzisiaj strasznie przygnębiająca. Od rana zapowiadało się nieźle, później zaczął padać deszcz. Na zewnątrz jest ponuro i chłodno. Nie przeszkadza mi to tak bardzo, bo siedzę w domu, jest mi ciepło i nie moknę. Gorzej jest jak pomyślę, że teraz pewnie każdy dzień taki będzie.

Jak narazie wszystko idzie zgodnie z planem. Ciasta dzisiaj na pewno nie tknę, bo już go nawet nie ma, ale to nieistotne i tak nie miałam zamiaru go jeść. ;) Nie wiem jak będzie do końca dnia, bo mama kupiła dzisiaj lody i na pewno rodzice będą wieczorem jedli desery.. Czy dam radę sobie odmówić? Nie wiem, nie obiecuję, ale postaram się tak bardzo, jak tylko potrafię. 

Jeśli chodzi o to, czym miałam się z Wami podzielić, to zmieniłam koncepcję pory posiłków. Wcześniej jadłam śniadanie jak wstawałam, ale wstaję bardzo wcześnie, więc po pierwsze śniadanie zajmowało mi czas, w którym mogłabym jeszcze spać a po drugie czasami jadłam dla zasady, bo pewnie każda z Was wie, że wcześnie rano rzadko kiedy odczuwa się głód. Postanowiłam jeść śniadanie w szkole. Biorę po prostu dwie kanapki a raczej dwie połówki kanapki, bo wcześniej brałam tylko połowę. Jem już na pierwszej przerwie, ale za to drugie śniadanie jem później, dzięki czemu do czasu obiadu nie jestem wygłodniała. Będzie mi teraz łatwiej zjadać mniejsze posiłki a częściej. Dlatego też przed wyjściem wypijam tylko kawę i szczerze mówiąc taki tryb chyba bardziej mi odpowiada, lepiej się czuję fizycznie.

Ostatnio też przemyślałam kilka kwestii. Każda z nas zapewne ma lub kiedyś miała - jeżeli już uporała się z tym problemem - trudności z wyrzuceniem jakiejś rzeczy z jadłospisu. Dla niektórych z nas to były lub są pewnie słodycze, czy fast foody. Są też takie osoby, którym ciężko odmówić sobie innych produktów, w zależności od tego, co postanowiły wyeliminować z diety, może to jest pieczywo, nabiał, smażone potrawy, może któraś z Was przeszła na dietę bezglutenową..

Dlaczego tak ciężko nam z czegoś zrezygnować? Jest to najczęściej problem z naszą psychiką. Produkty z których nie potrafimy zrezygnować to te które jemy najczęściej i które najbardziej lubimy. Często zjadamy je z przyzwyczajenia, a nie dlatego, że mamy na nie ochotę. Najważniejsze to wsłuchać się w swój organizm.

Przez bardzo długi okres pochłaniałam słodycze natychmiast po obiedzie i piłam dużo słodkich napoi. Później usłyszałam radę : "Zanim zaczniesz jeść słodycze po obiedzie, zastanów się, czy rzeczywiście masz akurat na nie ochotę". I rzeczywiście. Odkryłam, że zaczynałam objadać się po obiedzie słodkościami mechanicznie. Wcale nie miałam na nie ochoty. Robiłam to z przyzwyczajenia.

Dlatego zanim rzucicie się na coś, co WYDAJE Wam się potrzebne organizmowi w danym momencie, zastanówcie się czy nie działacie według schematu. Czy na prawdę macie na to ochotę, czy może jecie to z przyzwyczajenia.

Jeśli coś na prawdę sprawia Wam przyjemność albo rzeczywiście macie na coś ochotę, zjedzcie to w rozsądnej ilości, ale tylko wtedy kiedy czujecie taką potrzebę.

Jesteście w stanie zapanować nad swoim organizmem i czuć się dobrze z tym co jecie. Musicie tylko w to uwierzyć i posłuchać swojego organizmu i jego potrzeb a nie mózgu - który wszystko programuje i wprowadza Was w błąd. 

Wszystkim, które walczą z jakimiś żywieniowymi uzależnieniami życzę POWODZENIA! Jestem z Wami i 3mam kciuki!! ;)







No więc tak, postanowiłam nie jeść lodów. Zjadłam kaszkę mannę wiśniową, pół banana i dwa suche gofry(chodzi mi o takie wafelki, wie któraś może, ile mają kalorii?nie mogę nigdzie znaleźć). Wypiję może jeszcze kawę, niweluje głód, więc postaram się nie zjeść już nic. No więc takim sposobem jako takich słodyczy dzisiaj nie jadłam. ;) 

sobota, 2 listopada 2013

Dzień pierwszy zaliczony!

Wczoraj nie zjadłam nic słodkiego. Nie mogłam w to uwierzyć. Siedziałam przy stole z rodziną i piliśmy kawę do tego oczywiście podano cukierki, ciastka, czekoladki.. Siedziałam, patrzyłam na to i niczego nie tknęłam. Ale nie to mnie najbardziej zaskoczyło. Byłam zszokowana, że patrząc na to nie mam ochoty, żeby cokolwiek wziąć do ust. Nawet jeśli po kilkunastu minutach siedzenia przed tym pojawiało się coś w rodzaju "w sumie może bym coś zjadła", to natychmiast znikało.

Wróciłam do domu o 18 i wszyscy zaczęli jeść mięsa, ciasto, cukierki. A ja pokroiłam jabłko, kiwi i kilka winogron, dodałam jogurt naturalny i troszkę miodu, może nawet nie pół łyżeczki. Posypałam otrębami i tak właśnie wyglądał mój posiłek na tle reszty. 

Coraz rzadziej odczuwam głód. Nie wiem dlaczego, może to tylko chwilowe. Czasami każdy tak ma.. W każdym razie daję sobie radę. Czy dzisiaj zjem coś słodkiego nie wiem. Może jakiś malutki kawałeczek ciasta, żeby chociaż go spróbować. Głupio w święta nie tknąć cista, tym bardziej, że mama upiekła je pierwszy raz od bardzo dawna.. Z drugiej strony myśl o tym ile kalorii ma ciasto mnie przeraża, ale nie chce popadać w taką paranoję, bać się jedzenia. Chociaż w sumie częściowo to już się stało.

Podsumowując, jestem z siebie dumna po wczorajszym dniu. Dziękuję Wam za wsparcie, Wy też się trzymajcie, jestem z Wami, tak jak i Wy ze mną!!





Wiadomości z dzisiejszego dnia. Zjadłam dwa kawałki ciasta, wielkości myślę, że standardowej i kilka cukierków czekoladowych. Wiem, że to sporo słodkiego (i kalorii przede wszystkim), ale wiem też że skoro wytrzymałam wczoraj patrząc na słodycze i ich nie tknęłam, wytrzymam kolejny raz. Poza tym ciasto zostało praktycznie zjedzone, co mnie bardzo cieszy. 

Zjadłam te dwa kawałki ciasta, bo jadam wypieki bardzo rzadko, tym bardziej domowe. Od jakiegoś czasu, nie piecze się ciast u mnie w domu, nie ma na to czasu i nie do końca ma kto je jeść. Każdy woli kupić sobie coś słodkiego. Dlatego jedynie w jakieś święta mama znajduje czas, żeby coś upiec. Niestety po przypomnieniu sobie smaku słodkości wrzuciłam w siebie 6 cukierków czekoladowych, które też rzadko jadam. 

Trudno. Wiem, że to oznaka słabości, ale jestem tylko człowiekiem i nie będę się użalać nad sobą. Po wczorajszym dniu, wiem że jestem w stanie wytrzymać bez słodyczy, więc nie mam obaw. Dam radę je ograniczyć, w sumie już dałam radę. Bo nie jem ich tak dużo jak kiedyś. Były święta, trochę dzisiaj odpuściłam, ale święta się skończyły. Czyli koniec sielanki. Nie poddam się.

Teraz idę wziąć ciepłą kąpiel i pewnie obejrzeć jakiś film. Położę się spać z przekonaniem, że jutro wszystko znajdzie się znowu na właściwej drodze. ;) 

Mam też Wam coś do powiedzenia, mała zmiana u mnie, ale nie mam już siły dzisiaj o tym opowiadać. A więc do jutra. Trzymajcie się, myślę o Was i jestem z Wami zawsze. Pamiętajcie, że zawsze kiedy macie z czymś problem ka trzymam za Was kciuki i wierzę, że się nie poddacie. Ja nie mam zamiaru!!!

piątek, 1 listopada 2013

No to zaczynamy!

Na obecną chwilę daję radę. Wokoło mnie pełno jedzenia, sałatki, mięsa, słodycze, ciasta.. Jest tego tak dużo, że chyba sam widok tłumi mój głód. Ale to dobrze, na prawdę nie mam jak narazie ochoty na te wszystkie rzeczy, jestem tym zdziwiona, ale cieszę się z tego.

Wczoraj zjadłam tylko kawałeczek ciasta z kit katem, standardowy kwadratowy kawałek, nie za duży no i zjadłam tylko 1/3 tego kawałka, jedno ciastko maślane i jedną małą rurkę z jakimś kremem w czekoladzie. Wiem, że mogłam sobie odpuścić ciastka, ale trudno, nie będę schizować, nie obżarłam się. 

Często, żeby zaspokoić brak cukru piję kawę z mlekiem i cukrem, jem jakieś kisiele, czy nawet budyń. Wiem, że te rzeczy też mają sporo kalorii, ale lepiej 200 kcal niż 500 zjedzonych razem z czekoladą.
Jestem w fazie ograniczania, więc muszę jakoś stopniowo ograniczać słodycze. Zdarzają się też coraz częściej dni w których zamiast słodyczy udaje mi się zjeść jogurt, albo owoce, więc jest coraz lepiej.

Jeśli chodzi o wagę, to troszkę spadła. Nie chciałam Wam tego pisać, bo zawsze boję się, że zapeszę, albo że będę musiała Wam zaraz napisać, że znowu przytyłam. No ale w końcu zdecydowałam się podzielić, jak wygląda u mnie sprawa.

Bardzo obawiałam się dzisiejszego dnia.. Ale po zastanowieniu stwierdziłam, że może nie będzie tak źle. W sumie zjadłam śniadanie, później pojedziemy na mszę, do rodziny.. Jakoś czas zleci, więc może uda mi się nie objadać w sumie.. Wrócimy wieczorem, a na szczęście przestaję odczuwać potrzebę jedzenia po godzinie 17-18. Rzadko zdarza się, żeby wieczorem łapał mnie jakiś silny głód, a nawet jeśli to mój organizm już nauczył się go ignorować. Ewentualnie, jeżeli czuję, że żołądek nie da za wygraną owoc, albo wafel ryżowy. Ale najczęściej walczę z głodem szklankami wody :)

No to zaczynami weekend, jeszcze raz proszę, 3majcie za mnie kciuki. Ja też jestem z Wami 3majcie się! W niedzielę, albo ewentualnie w poniedziałek postaram się Wam zdać sprawozdanie, chyba że będę miała czas jutro. ;P

P.S. Mam bzika na punkcie szczupłych - czyt. chudych :) nóg!







czwartek, 31 października 2013

Pseudoświęta

Długi weekend czas rozpocząć. Ciężko nazwać najbliższe trzy dni świętami, ale u mnie będą w jakiś sposób celebrowane. Pewnie jakaś rodzina nas odwiedzi, albo my się gdzieś wybierzemy. Nie wiem jak jest u Was, u mnie właśnie tak to wygląda.

No i przede wszystkim multum jedzenia. Nienawidzę takich okazji.. Na prawdę nienawidzę. Za każdym razem boję się, że moja silna wola przegra na widok wszystkich pyszności. Dam z siebie wszystko, żeby się nie objadać. Przede wszystkim z dala od słodyczy. A wy? Jak znosicie tego typu wydarzenia? Rodzinne spotkania?

Bardzo się martwię, że nie dam rady i będę się opychać.. Tak bardzo bym chciała, żeby moja silna wola dała sobie radę.. Proszę wesprzyjcie i trzymajcie za mnie kciuki, tak mocno jak tylko możecie!

poniedziałek, 28 października 2013

Everything what kills me, makes me wanna fly

Czym jest tak na prawdę Ana?

Wszyscy dostrzegają anoreksję w osobach o skrajnie niskiej wadze, w ich wyniszczonym ciele. Anoreksja oznacza głodzenie się, niezdrowy wygląd... I chyba to jest w niej najniebezpieczniejsze...

A co jeśli anoreksja to nie tylko obolałe kości, pokryte skórą i skurczony żołądek, który nawet nie pamięta co to głód? Co jeśli nie zawsze jest widoczna na pierwszy rzut oka?

Muszę przyznać Anie, że jest sprytna. Może ukryć się w każdej osobie. Jej geniusz polega na tym, że nie uwidacznia się szybko. Usadawia się głęboko w duszy człowieka i stopniowo wypluwa swój jad, zatruwając najpierw umysł, następnie ciało. Powoli opanowuje swoją ofiarę. Sprawia, że uciśniony czuje, że ma kontrolę nad sobą, kiedy już dawno ją utracił.

Co sprawia, że chcesz ją w sobie zatrzymać? Może to, że za każdy osiągnięty cel otrzymujesz nagrodę w postaci adrenaliny. Każdy kilogram na wadze jest jak dawka energii. Dążysz do czegoś, decydujesz o tym jak wygląda Twój każdy dzień. Każdy krok jest uwarunkowany chęcią bycia idealną.

Żyjesz w poniekąd chorym schemacie, czasami zdarza Ci się szeptem pomyśleć "Może to jest złe, chciałabym żyć normalnie, nie myśleć ciągle o Anie", ale myślisz tak tylko szeptem, boisz się to głośno powiedzieć, boisz się, że to może być prawda.

Potem uświadamiasz sobie, że odrzucając Anę, odrzucasz wszystkie priorytety, wszystko na czym do tej pory było usadowione Twoje funkcjonowanie.

Kiedy odwrócisz się od Any.. Co Ci pozostanie?

Może Ana nie jest już Twoją przyjaciółką, może nie dotrzymuje Ci kroku i nie jesteś już tylko po jej kontrolą. Może Ty i ona to już jedność. Może już jesteś Aną.. Od teraz ona żywi się Tobą a Ty żywisz się nią, żadna nie może zrezygnować.

Przerażające? :) Przecież i tak wszystkie wiemy, że jest nam potrzebna. Ana - piękny potwór. Toksyczna miłość. A miłość ma to do siebie, czy chcesz czy nie i tak przy niej zostaniesz a ona gwarantuje Ci, że nie wypuści Cię z rąk. Uważaj tylko, żeby zbyt mocno ich nie ścisnęła ;>

niedziela, 27 października 2013

Jesienne to i owo ;)

W czasie roku szkolnego weekendy są zbawieniem po całym tygodniu udręki w szkole, niestety mijają stanowczo zbyt szybko i w moim przypadku są stosunkowo nudne. Co o dziwo mi nie przeszkadza. Czasami przychodzi ochota na jakąś imprezę, ale przeważnie jestem tak zmęczona po maratonie wczesnego wstawania, że weekend jest dla mnie chwilą odpoczynku. Sobota oczywiście upłynęła pod znakiem lenistwa. W moim przypadku jest tak zawsze. Nie umiem zebrać się do nauki wcześniej niż w niedzielę. Jedyne co mnie podnosi na duchu to cudowna pogoda. Jest ciepło, co jakiś przez chmury przebijają się promienie słońca, taką jesień uwielbiam.


Jeżeli chodzi o moje postanowienia, to jak dotąd idzie mi całkiem dobrze. Ograniczanie słodyczy w porządku, staram się jeść ich na prawdę jak najmniej. Zastępuje czekoladę, batony i wszelkiego rodzaju bomby pustych kalorii deserami w postaci jogurtów, owoców lub ew. kisielem. Oczywiście zdarza mi się zjeść coś słodkiego, ale są to z pewnością dużo mniejsze ilości niż wcześniej. Jest progres, czyli wszystko idzie w dobrym kierunku.


Małe porcje jedzenia. Z tym też staram się uporać na tyle na ile mogę. Ilościowo jest raczej dobrze, ale muszę jeszcze popracować nad wolniejszym pochłanianiem posiłków. No ale wszystko da się zrobić. Trochę chęci i silnej woli i się uda! :) 


Wiele osób nazywa jesień szarą, przygnębiającą porą roku. Skądś się w końcu wzięła "chandra jesienna". Mnie jesień jakoś szczególnie nie dobija. Jest piękną porą roku. Tyle kolorów za oknem. Nie przepadam jedynie za deszczem, chyba że przebywam w domu, uwielbiam wtedy dźwięk kropli obijających się o parapety, uderzających w okna, szczególnie kiedy wyleguje się pod kołdrą.


A jak wasze samopoczucie jesienią? No i może macie jakieś jesienne postanowienia? W końcu każda zmiana motywuje do jakiś rewolucji w życiu, chociażby zmiana pory roku ;)

piątek, 25 października 2013

Zmiany

Ostatnio miałam dość intensywny tryb życia, więc nie miałam czasu zastanowić się nad tym, co powinnam zmienić w swojej diecie.

 Największym problemem u mnie są słodkości, więc na pewno muszę je ograniczyć do minimum. Słyszałam, że powinno się w małych ilościach spożywać słodycze, bo cukry są nam potrzebne do spalania tłuszczy. Czy to prawda, nie jestem do końca przekonana. Nie chcę też od razu odcinać się od słodyczy, ponieważ nie chcę, żeby skończyło się to jakimś napadem, a już tak bywało w moim przypadku. I jeszcze jedno, muszę koniecznie oduczyć się wpychania w siebie słodyczy od razu po obiedzie - to mój największy fail życiowy..

Po drugie, od jakiegoś czasu uczę się jeść małe porcje w wolnym tempie. Jest już z pewnością lepiej niż kiedyś ale nadal muszę nad tym pracować.

Ostatnio miałam też niechęć do niektórych typów mięsa, ale to chyba zdarza się każdemu. Niektóre przetwory mięsne zaczęły mnie obrzydzać. Moim zdaniem w diecie Polaków jest za dużo mięsa. Oczywiście jest ono potrzebne, bo zawiera składniki, których nie da się uzupełnić innym pokarmem, a suplementy przyswajają się tylko w małym procencie, ale mięso 7 razy w tygodniu, czasami kilka razy dziennie, to przesada.

Jeśli chodzi o ćwiczenia to praktykuję na obecną chwilę Mel-B. Dużo znajomych mi ją poleciło i zaświadczyło o efektach, warto spróbować.

A więc mam kilka postanowień : ograniczyć słodkości do minimum, mniejsze posiłki, ćwiczenie Mel-B. Piszę o nich, bo myślę, że zadeklarowanie się publicznie da mi dużą motywację. Może to wydają się niezbyt rygorystyczne postanowienia, ale dla mnie to po prostu najsłabsze punkty, więc będę musiała włożyć w to dużo pracy i silnej woli.


TRZYMAJCIE ZA MNIE KCIUKI.





''Wstając poczułam zawroty głowy. Doskonale wiedziałam dlaczego. Wzrok ogarnęła na parę sekund ciemność, to nie działo się pierwszy raz. W mojej głowie pojawił się strach - może to za dużo dla mojego ciała, może jest wycieńczone nieustannym dążeniem do celu, który oddala się z każdym krokiem wykonanym w jego stronę o kolejny krok. Pomiędzy strachem beztrosko prześlizgiwała się satysfakcja - jesteś silna. Pomyślałam 'może to zaszło już za daleko'.. 'jesteś za blisko by się poddać' - szepnęła"


środa, 23 października 2013

Bezpieczna

Na początku przyznam się, że miałam obawę zakładając bloga. Bardzo bałam się, że to może źle na mnie wpłynąć. Poza tym nie wiedziałam czy powinnam.. Nie mogę napisać o swoich mini - bilansach, głodówkach, czy innych sytuacjach jak te, bo ich nie ma.

Teraz jednak nie żałuję, że zdobyłam się na dołączenie do Was. Czuję się tu bardzo dobrze. Chodź minęło zaledwie kilka dni, mam wrażenie jakbym była tu od dawna. Pewnie byłam, tyle że bez bloga.

Dzisiaj mój nastrój jest raczej dobry. Piękne mamy lato tej jesieni. U mnie dzisiaj cieplutko, świeciło słońce, temperatura niczym z wakacji. Uwielbiam ciepło. Kiedyś byłam osobą, której było zawsze gorąco, od jakiegoś czasu - nie wiem dlaczego, cały czas marznę. Dlatego takie dni jak dziś, są w sam raz dla mnie.

Myślałam, co mogę jeszcze napisać, żeby przybliżyć Wam, jak mniej więcej wygląda moja codzienność.
Więc tak. Od tamtego tygodnia ćwiczę Mel-B ABS. Odpowiadają mi te ćwiczenia, bo nie potrzeba na nie dużo czasu, a już po kilkunastu sekundach czuję, że moje mięśnie pracują. Bardzo podobają mi się płaskie i ładnie wyrzeźbione brzuchy, mam manię na ich punkcie.

Moja wymarzona waga? 50? Chociaż jest to zwyczajnie napisane 50 kg, raczej nie uda mi się do takiej dojść, no ale posiadania marzeń nikt nie zabroni.

Chciałam też, żebyście wszystkie wiedziały, że jestem z Wami i wiem doskonale przez co przechodzicie. Jeżeli macie swoje blogi, zostawiajcie linki w komentarzach. Chętnie odwiedzę i poznam Waszą część, Naszego świata.

wtorek, 22 października 2013

Ścieżka

Nie chcę zbyt wiele o sobie pisać. Nie lubię tego, nie umiem ubierać w konkretne słowa swojej osobowości, ani oceniać cech swojego charakteru.
Może po prostu napisze, jak wygląda moje funkcjonowanie.
Nie będę kłamała, nie jestem chyba do końca taka jak Wy. Nie głodzę się, tak mi się przynajmniej wydaje. Nie głodzę się, ale już nie raz ignorowałam swój głód. W końcu nauczyłam się poniekąd go kontrolować. Bo chyba o to tu chodzi, w tym wszystkim, każda z nas chce mieć kontrolę nad sobą, żeby to miało nad nią kontrolę. Człowiek czuje wtedy niesamowitą satysfakcję nie odczuwa wtedy swojej słabości.

Dobry bilans = dobre samopoczucie
Odmówienie sobie czegoś = dobre samopoczucie
Spalanie kalorii = dobre samopoczucie

Miewam chwilę słabości, przede wszystkim mam problem ze słodkościami. Jednak uczę się nad tym panować. Ostatnio nawet mi wychodziło, ale dzisiaj niestety moje uwielbienie cukru wygrało. Napiszę konkretnie, że zjadłam sporo ciasta. Nie histeryzuję, ale wiem, że muszę wypracować w sobie umiejętność brak potrzeby jedzenia słodkości, za dużo kalorii.

Za każdym razem kiedy udaje mi się zrealizować to, co sobie założyłam - ostatnio tym założeniem jest zredukowanie słodyczy do minimum, czuję adrenalinę, siłę, czuję, że wygrywam ona wygrywa.

Kiedy mój brzuch jest płaski, kiedy patrzę w lustro i widzę, że moje nogi zeszczuplały, dziękuje jej, że sprawia, że jestem wytrwała.

Kiedy przegram walkę ze sobą a lustro staje się przekleństwem otwiera mi oczy, nienawidzę jej liczę, że mi pomoże. Za to, że przez to przechodzę, że za każdym razem biorę do ręki kalorie, nie posiłek.

Kilka faktów o mnie :
Nienawidzę każdej sytuacji, w której trudno mi odmówić jedzenia.
Nienawidzę każdego miejsca, gdzie jest więcej jedzenia, niż w moich ustaleniach.
Nienawidzę ze sobą przegrywać, ponosić porażek.
Uwielbiam jeść poniżej normy.
Uwielbiam wystające kości.
Uwielbiam małe rozmiary ciuchów.
Kocham, gdy moja waga spada.
Kocham, gdy któraś z moich rzeczy stanie się na mnie luźniejsza.
Kocham jeść mniej niż inni.
Boję się, że jestem przez to nieszczęśliwa. A jeśli nie wiem co to znaczy być szczęśliwą..
Boję się posunąć o krok dalej, a jeśli to będzie krok za daleko, krok w przepaść.
Boję się być taką jak normalni ludzie.
Chcę...

przestać myśleć nieustannie o tym co zjem, z dnia na dzień zastanawiać się czy dam radę zjeść mniej niż dzisiaj, przestać ciągle liczyć kalorie, przestać chcieć chudnąć, przestać nienawidzić wyjść ze znajomymi, imprez rodzinnych, chcę żeby to przestało mnie paraliżować, przestać czuć ten ciągły ucisk

żyć, nie istnieć
poruszać się, nie być marionetką
myśleć, nie wykonywać schematy
czuć, nie uczyć się tłumić uczucia
mieć w ustach smak, nie kalorie
mieć na coś ochotę, nie odczuwać słabość
jeść, nie niszczyć sobie psychikę
oddychać, nie spalać kalorie
być człowiekiem, nie licznikiem kalorii
czuć się ze sobą dobrze, nie chcieć znikać


Chcę być wystarczająco chuda dla  niej siebie



Wiem, że stąd nie odejdę, stąd nie ma powrotu. Możesz jedynie zasłonić sobie oczy i udawać, że nie wiesz dokąd idziesz. Zawsze będę miała tą drogę u stóp. Tutaj każdy drogowskaz wskazuje ten sam kierunek. Jesteś tu tylko raz i na zawsze.

poniedziałek, 21 października 2013

Co ukrywają pozory..

Jestem zwykłą dziewczyną - brzmi banalnie co? Ale to prawda. Nie ma we mnie nic nadzwyczajnego, oprócz życia w dwóch rzeczywistościach.
Jestem tu, może nie powinnam. Nie wiem dlaczego zakładając bloga czułam ryzyko. Może dlatego, że posiadanie go każdą z nas zobowiązuje.
Nie chcę wypisywać Wam swoich bilansów, chwalić się zwycięstwami, żalić porażkami. Potrzebuję bloga, żeby czuć się zrozumianą.
Wiecie najlepiej co skrywają pozory..
Jak to jest, kiedy jedzenie po pewnym czasie staje się obsesją, posiłki coraz bardziej przerażają.
Jak to jest, kiedy planuje się wszystko dokładnie.
Jak to jest, kiedy każdy "sukces" sprawia, że ta klatka jest coraz ciaśniejsza.
Jak to jest, kiedy każdy dekagram na wadze jest jak wyrok.
Złamanie zasady.
Wyjście poza schemat.
Przekroczenie wyznaczonej granicy.
Wyrzuty sumienia.
Obrzydzenie.
Kara.
Obietnice.
Starania.
Porażki.
Błędne koło.
Próby powrotu do normalności.
Przekonywanie siebie, że można żyć zwyczajnie, jak reszta świata.
Wiecie jak to jest, kiedy budujecie sobie rzeczywistość, która nie istnieje, ale po czasie to Wy nie istniejecie bez niej.
Wiecie, jak to jest bać się, że to zachodzi za daleko, ale nie móc zawrócić.
Wiecie, jak to jest, kiedy chciałybyście wrócić do normalności, żyć swobodnie, jak inni i wtedy pojawia się paraliżująca myśl, że może to jest to czego potrzebujecie.. "Może ja wcale nie chcę stąd odchodzić. Może wolę tu zostać."
Wiecie, jak to jest kiedy pojawia się obawa, że już nie możecie.. nie chcecie się cofnąć.
Wiecie, jak to jest...
Wiecie.. prawda?